Ciasna, ale własna.
Mówi Witold Englender, właściciel galerii „Ciasna” w Jastrzębiu.
-Od kiedy działa pańska galeria?
- W l997 roku jedna z firm ubezpieczeniowych przeniosła się do innego lokalu, jak ja to nazywam, do „kombajnu”. Zostało po niej pomieszczenie w bloku, w którym mieszkam. Wynająłem je, odremontowałem i otworzyłem galerię, tak trochę na wariackich papierach. Na pytanie bowiem, czy mam ją zgłaszać, nikt nie potrafił odpowiedzieć. Władze miasta o niej wiedzą, przychodzą przecież na wernisaże. Ale czy ta galeria istnieje naprawdę?
-Co przez ten czas udało się wystawić?
- Zorganizowaliśmy już 2l ekspozycji. Pokazywaliśmy malarstwo, grafikę, fotografię, pamiątki po Józefie Piłsudskim i hafty. Gościliśmy też happeningi poetyckie.
-Czy pan, właściciel galerii, również tworzy?
- Zajmuję się tylko fotografią, jestem członkiem Jastrzębskiego Klubu Fotograficznego „Niezależni”. Fotografuje też moja córka, jedenastoletnia Barbara. Na razie robi zdjęcia smieną, ale coraz częściej sięga po moją yashicę.
-Czy galeria w dzisiejszych czasach przynosi dochody?
- Wprost przeciwnie, same straty! Muszę opłacić czynsz, ogrzewanie, samo przygotowanie wystawy też sporo kosztuje. A wstęp do galerii jest bezpłatny. Mało tego. Każde dziecko, które nas odwiedzi, dostaje cukierka. Ale zabawa jest. Myślę, że brakowało takiej galerii. Może młodzież wybierze „Ciasną”, a nie budkę z piwem czy, jak to się teraz mówi, pub.
-Kiedy można odwiedzić pańską galerię.
- Galeria jest czynna od poniedziałku do czwartku, w godzinach od 9.00 do l6.00. W piątki: od 9.00 do 12.00. W inne dni i o innych porach można przyjść po uzgodnieniu ze mną
albo „na własne ryzyko”.
Adrian Karpeta.
Dziennik Zachodni, 29.06.1999
Ciasna, ale...
W dobie powszechnej pogoni za zyskiem i „robieniem niczego za darmo” istnienie Galerii „Ciasna” w Jastrzębiu Zdroju wydaje się być zjawiskiem co najmniej paranormalnym. Galeria jest prywatnym przedsięwzięciem Magdaleny i Witolda Englenderów, członków Jastrzębskiego Klubu Fotograficznego „Niezależni”, co Witold Englender nakazuje napisać, zaznaczyć i podkreślić. Mieści się na parterze 11-kondygnacyjnego bloku mieszkalnego z tzw. wielkiej płyty i ma powierzchni 17 m kw. Na druczkach, które otrzymują potencjalni wystawcy, Galeria informuje, że daje: miejsce na ścianach na 12 antyram 70x90 cm lub na 25 obrazów średniej wielkości, zaproszenia na otwarcie dla luminarzy i mediów, noty prasowe, katalożek i informację w internecie na stronie Galerii z kilkoma reprodukcjami wystawianych dzieł i oczywiście wernisaż, żądając od wystawcy: materiałów do katalożku /wglądówki, teksty/ na 4 tygodnie przed ustalonym terminem otwarcia wystawy, dostarczenia samych wystawianych dziel na tydzień przed otwarciem wystawy i Osoby Wystawcy na otwarciu - wernisażu. Czy można się zatem dziwić, że przy takich warunkach Galeria ma zajęte terminy wystaw do 2001 roku?
I że punkt 1 warunków brzmi: po pierwsze i najważniejsze - wystawa musi podobać się Galerii!
We wrześniu 1999 roku Galeria obchodziła drugie urodziny utrzymując przez cały dwuletni okres lokal, drukując zaproszenia, katalożki, redagując noty prasowe i strony internetowe trzymając się przyjętych zasad i nie ulegając naciskom w rodzaju: mógłbyś przecież powiesić moją wystawę poza kolejką /albo w ogóle, gdy Galeria nie chce wystawić Dzieł, bo się jej nie podobają/.
Na wernisażach podawane jest gościom ciasto domowe, przez dwa lata i 24 wernisaże zawsze doskonałe. Świeżutkie, jeszcze ciepłe /żeby nie było nieporozumień!/.
Galeria uważa, że wszystkie 24 wystawy były najważniejsze, ale „Drzeworyty” Jana Wałacha, nieżyjącego już przedstawiciela Młodej Polski z archiwum rodziny - to była wystawa! Do wyróżniających się Galeria zaliczyła również: wystawę grafiki Andrzeja Sznejweisa „Nigdy nie mów do mnie lalka” wystawę malarstwa Renaty Dziadek „Obrazy wybrane” i wystawę historyczną „Monte Cassino 1944” - fotografie z albumu szefa sztabu Dywizji Kresowej ppłka Stanisława Maleszewskiego dotychczas nigdy nie prezentowane na wystawach. Uważam, że na wyróżnienie zasługuje również wystawa fotografii otworkowej „Północne Włochy '98” Piotra Zabłockiego - i Galeria zgodziła się ze mną.
Muszę też wspomnieć o równie ważnej sprawie, tzw. oglądalności wystaw. Otóż mimo braku drogowskazów, bilboardów, plakatów na mieście z planami dojazdu i dojścia, Galerię odwiedza dużo osób również spoza Jastrzębia, a zjawiskiem wręcz imponującym są „całe klasy szkolne” przychodzące na wystawy razem z „panią od polskiego albo rysunków” Tu bowiem można się czegoś nauczyć. Galeria twierdzi, że młodzież nie zadowala się tylko oglądaniem - zadawane pytania zmuszają do obszernych wypowiedzi, a czasem analiz wystawianych prac.
Plany na lata 2000 i 2001 obejmują szereg ciekawych wystaw, również z Francji, Niemiec i Czech, czyli Galeria „Ciasna”, ale horyzonty, ho ho!
Zofia Lubczyńska
Magazyn Fotograficzny, luty 2000
21 metrów kwadratowych sztuki
Czy jest możliwe, aby u progu nowego tysiąclecia (ależ to patetycznie zabrzmiało!), gdy wszyscy powtarzają za Amerykanami: -Money makes the world go round i pieniądz rządzi światem czy jest możliwe, aby zwykła/niezwykła rodzina prowadziła prywatną, niekomercyjną galerię finansowaną ze środków własnych?
Taką właśnie galerię, o wyjątkowo... hm... małej nazwie, prowadzi Witold Englender wraz ze swoją żoną i córką. Galeria „Ciasna” ma swoją siedzibę przy ul. Katowickiej 17 w wynajętym od Górniczej Spółdzielni Mieszkaniowej pomieszczeniu o powierzchni 21 m kw.
„Ciasna” powstała we wrześniu 1997 roku i ma na swoim koncie wiele wystaw, których autorzy pochodzili z różnych stron Polski (m.in. z Wrocławia, Gdańska, Istebnej, Opola i Katowic), jak również spoza granic naszego kraju (z Francji, Niemiec i Szwajcarii). W 2000 roku „Ciasna” rozpoczęła współpracę z innymi ośrodkami w woj. śląskim, m.in. z MOKiem w Żorach, Rybniku i Wodzisławiu, a także z Muzeum Górnośląskim w Bytomiu i Muzeum Miejskim w Chorzowie.
Od prawie trzech lat, w połowie każdego miesiąca, w galerii „Ciasnej” zostaje otwarta nowa wystawa fotografii, plakatów, grafiki, obrazów, rzeźb lub osobliwych bibelotów. Goście, którzy przychodzą na otwarcia wystaw, są częstowani domowym ciastem i przemiłą atmosferą panującą na 2l m kw. sztuki.
Czy z prowadzeniem takiej galerii wiążą się same przyjemności? Gdyby tak było, to pewnie wkrótce, niczym grzyby po deszczu zaczęłyby wyrastać kolejne „Ciasne”. Przyjemność? Owszem, ale nie tylko.
Trzeba przecież opłacić rachunki za czynsz galerii, za prąd, centralne ogrzewanie. A katalogi, które otrzymują odwiedzający wystawę goście? A poczęstunek, a czas poświęcony przygotowaniom
do wystaw?
Szkoda tylko, że jastrzębianie, a w każdym razie znaczna ich część, nie potrafi docenić faktu, iż pod ich nosem znajduje się mała, przytulna galeria, w której za darmo można łyknąć odrobinę kultury i sztuki. Przykro słyszeć, że nawet „blokowi” sąsiedzi „Ciasnej” nie chcą pofatygować się i choć z ciekawości zajrzeć do galerii. Czy to zawiść? Miejmy nadzieję, że jedynie zwykłe lenistwo.
Na szczęście uczniowie szkół podstawowych oraz ich nauczyciele chętnie przekraczają progi „Ciasnej”, w której 18 maja otwarto kolejną wystawę, zatytułowaną „Czarne na Czarnym”. Autorem grafik - linorytów oraz suchej igły jest Jan Nowak z Katowic. Swoje niezwykle pracochłonne grafiki tworzy, jak mówi, z wewnętrznej potrzeby. Projekty prac rodzą się często przez długi, bardzo długi okres czasu - nawet kilka lat. Z prac Jana Nowaka przebija wielkie zamiłowanie do przyrody oraz do panującego w niej spokoju i harmonii. Duchowe przeżycia i emocje autora znajdują odzwierciedlenie w jego misternych grafikach. W imieniu opiekunów galerii zapraszamy do obejrzenia.
Zachwyćcie się razem z nami.
Iza Laskowska
Wiadomości Jastrzębskie, czerwiec 2000
Żywoty galerników.
SZTUKA. Gdzie można powiesić obrazy?
Otwórz galerię - poradziłam znajomej, która szukała własnej drogi życiowej. - Jasne, w szopie na podwórku - odpowiedziała zgryźliwie.
Można w bramie, firmie komputerowej, bloku z wielkiej płyty, to czemu nie w szopie? - zapytałam.
Sympatyczny inżynier w kapciach w wiewiórki, poważny właściciel firmy komputerowej i zadbana czterdziestolatka. Różne charaktery, temperamenty, przeszłość.
Takie różnice lubią wykorzystywać specjaliści od reklamy.
Tej trójki nie łączy jednak wspólny operator sieci komórkowej, ale ta sama pasja - sztuka. Dla niej potrafią zrobić bardzo wiele, nawet zrezygnować z nowych zimowych butów. I dzięki niej stali się szefami własnych galerii.
W bardzo oryginalnych miejscach.
Dworek w M3.
Mijamy tabliczkę z napisem Jastrzębie Zdrój. Niegdyś uzdrowisko, potem miasto-sypialnia dla górników z miejscowych kopalń, dziś olbrzymie blokowisko z wysokim bezrobociem. Nie jest łatwo trafić na ulicę Katowicką. Jest jedną z dziesiątek takich samych, z identycznymi wieżowcami. Najpierw rozkładam plan miasta, potem pytam o radę przechodniów. Wreszcie jest. Blok niczym się nie wyróżnia.
Tylko na parterze jednej z odrapanych klatek napis na szybie - Galeria „Ciasna”. Na parterze jedno z tych miejsc stworzonych przez architekta w niewiadomym celu. Stróżówka? Miejsce na sklepik? Małe mieszkanko bez wygód? To wie tylko projektant sprzed lat. Dwa niewielkie pokoje. Na podłodze zwyczajna wykładzina. Pomalowane na szaro ściany zapełniają obrazy. W progu wita nas gospodarz Witold Englender, w kraciastej koszuli i wygodnych
kapciach w wiewiórki. -Odziedziczyłem te pomieszczenia po biurze ubezpieczeniowym - opowiada gospodarz. - Meble to pamiątka po urzędnikach - mówi, widząc, że patrzę na przedziwny kontuarek i meblościankę. - Ten kontuar to moje zbawienie. Kiedy wpadają tu wycieczki szkolne, jest zaporą powstrzymującą ten żywioł - śmieje się Englender. A wycieczek, jak zapewnia szef galerii, nigdy tutaj nie brakuje. Właśnie czeka na kolejną.- Ale to klasa mojej córki, więc mają mnie za nic. Ciężkie jest życie „galernika” żartuje. - Skąd pomysł na galerię w takim miejscu? - pytam. - To zawsze było moje marzenie, żeby na emeryturze mieć swoją galerię. To miał być dworek.
Na piętrze mieszkanie, a parter przeznaczylibyśmy na galerię. Ale... Tak też jest nieźle - zapewnia. Zanim wyjdziemy z galerii, pan Witold wręcza każdemu tradycyjny „bilet”' czyli pyszny, owocowy cukierek.
Bez butów, ale z galerią.
Przenosimy się na pierwsze piętro betonowego' „dworku”. Tu mieszkają państwo Englenderowie i ich kilkunastoletnia córka. Siadamy w przytulnym M3 przy kubkach gorącej kawy.
- Przez 25 lat pracowałem w górnictwie, z wykształcenia jestem inżynierem. Potem wymyśliłem sobie galerię. Nie ukrywam, że bywa ciężko - przyznaje. - Trzeba opłacić czynsz, światło, telefony, wydrukować zaproszenia na wernisaże, doszła jeszcze strona internetowa - wylicza. A sponsorzy? - Czasem pomoże Urząd Miasta, albo jakaś instytucja. Głównym sponsorem jest jednak moja żona. Dla Galerii rezygnuje nawet z zimowych butów. Poza tym piecze najpyszniejsze na świecie ciasta na każdy wernisaż - odpowiada „galernik”. - A poza tym jakoś niezręcznie mi prosić kogokolwiek o pieniądze - przyznaje niepewnie.
Rozmowę przerywa dzwonek u drzwi.. Przedpokój wypełnia woń wody kwiatowej Narcyz. - Dzień dobry. Można do galerii? - pyta chórem trzech kilkunastoletnich młodzieńców. Pan Witold tłumaczy im, żeby przyszli za pół godziny i z ulgą zamyka drzwi. - Ale się wypachnili do galerii - chichocze. Wtóruje mu córka Basia.
Englender: - Często przychodzą tu dzieciaki z okolicznych bloków i szkół. I to sami, bez nauczycieli, i nie dlatego,żeby dostać cukierka. Nawet się oburzają, kiedy im to proponuję. Sam jest fotografem. - Choć już nie ta ręka i wzrok. Teraz ona wszystko przejęła - śmieje się, wskazując na córkę.
Równo pół godziny później znów dzwonek. Wrócili „wyperfumowani”. - No to schodzę - pan Witold ochoczo zrywa się z fotela. Gdy cierpliwie oprowadza swoich młodych gości, przeglądam księgi galerii. „Dziękuję za piękną wystawę”. „To było wspaniałe przeżycie”. „Na pewno przyjdę tu znowu”. Takie wpisy powtarzają się najczęściej.
...
Żegnam się, życząc kupna prawdziwego dworku, czym wywołuję rozbawienie gospodarzy.
...
Anna Dąb
Gazeta Wyborcza, 10 listopada 2000.
Nie tylko dla krasnoludków
Na otwarcie każdej wystawy Magdalena piecze ciasto z truskawkami, ze śliwkami albo keks. Na 50. jubileuszową wystawę był tort. - Ja do tego ręki nie przykładam - mówi Witek, mąż Madzi. - Ale za to usta bardzo chętnie. Co miesiąc Magdalena i Witold Englenderowie, gospodarze jastrzębskiej Galerii „Ciasna”, domowym ciastem witają gości na otwarciu nowego wernisażu. Kiedyś smakołyki przygotowywała tylko Madzia, teraz pomaga jej też nastoletnia córka Basia.
Tu dwa razy się nie wisi
W czasie wakacji cała rodzinka z aparatami fotograficznymi przemierza Polskę, poznając urokliwe zakątki kraju. A przy okazji nawiązuje kontakty z twórcami, zapraszając ich do „Ciasnej”. W ciągu pięciu lat swoje prace pokazało tu już 56 plastyków, fotografików, twórców witraży, a nawet poetów. Ściągnęli tu z całego kraju - z Gdańska, Zielonej Góry, Rzeszowa, Nysy, a także z Niemiec i Szwajcarii. Daty wystaw uzgadniane są z rocznym wyprzedzeniem. Każdy z twórców gości tu tylko raz. - Dwa razy w „Ciasnej” się nie wisi - uśmiecha się gospodarz. 56-letni Witek, inżynier górnik, od dzieciństwa marzył o szlacheckim dworku, w którym mógłby mieszkać i organizować wystawy. - Muzeum starej fotografii, a obok galeria sztuki, to byłoby coś - marzy głośno.
Znaczne zapylenie, podłe oświetlenie
Zamiast dworku jest M 4 na pierwszym piętrze i 21 mkw powierzchni wystawowych na parterze bloku mieszkalnego. - To jest galeria dla krasnoludków - uśmiecha się Magdalena. - Swobodnie może tu oddychać piętnaście osób, ale na otwarciu wystawy jest ich zazwyczaj trzydzieści... - Kiedyś na jedną z wystaw przyszło 70 ludzi - włącza się Witek. - Stali na schodach w korytarzu. Ale wprowadziłem ruch okrężny i wszystko grało. - A moja koleżanka to tu kiedyś zemdlała - dodaje Madzia. Wystawę medalików, obrazków, ryngrafów zwiedziło ponad tysiąc osób.
Zanim w bloku powstała galeria, był tu zakład ubezpieczeniowy. - Kiedy się dowiedziałem, że zakład przeniósł się gdzie indziej i pomieszczenia stoją wolne, wynająłem je - wspomina Witek. - Praca górnika jest podobna do prowadzenia galerii. I jedna, i druga to praca galernicza. A poza tym, tak jak na kopalni, u mnie w galerii jest podłe oświetlenie i znaczne zapylenie.
Czynsz, prąd, ogrzewanie - wszystko to Englenderowie pokrywają z domowego budżetu. Galeria to jedno z ich hobby. Za wstęp na wystawy nie biorą ani grosza.
Dzieci rwą włosy
Często zaglądają tu wycieczki szkolne. - Najczęściej pytają mnie, ile mam lat - śmieje się Witek. - Bywało i tak, że chłopcy się bili, a dziewczynki wyrywały sobie kudełki. Ale jest też spora grupa młodzieży, która zna się na sztuce i jest nią żywo zainteresowana. Englenderowie mają już dwie, pełne wpisów, księgi pamiątkowe. „Serdecznie dziękujemy za możliwość poznania tego bajecznego miejsca” - podpisali się uczniowie klasy III SP nr 21 z Jastrzębia.
W maju 2002 roku Witek otrzymał nagrodę miasta Jastrzębia za całokształt działalności w dziedzinie twórczości artystycznej oraz upowszechnianie kultury. Czy z okazji pięciolecia galerii jej gospodarze przygotowali coś specjalnego? - Tak, pomalowałem tu drzwi - pokazuje Witek. - Okien już nie, bo nie miałem takiej wysokiej drabiny - śmieje się. Wszystkie przyszłoroczne wystawy są już zaplanowane. W najbliższym czasie otwarta zostanie ekspozycja grafiki komputerowej. Nowością będą, odbywające się co kwartał, spotkania z poezją - „Ciasto poetyczne”.
Galeria „Ciasna” przy ul. Katowickiej 17 czynna jest od poniedziałku do czwartku, od 9.00 do 16.00, i w piątki od 9.00 do 12.00. „W inne dni i o innych porach po wcześniejszym uzgodnieniu lub na własne ryzyko”.
Anna Burda
Gość Niedzielny, 2002
JASTRZĘBIE
55 wystaw w ciągu pięciu lat działalności prezentowała galeria Ciasna. Założona przez Witolda Englendera sala wystawowa stała się jednym z najprężniej działających ośrodków kulturalnych w mieście.
W. Englender jest współzałożycielem Jastrzębskiego Klubu Fotograficznego „Niezależni”. Po przejściu na emeryturę postanowił założyć galerię. Wynajął od Górniczej Spółdzielni Mieszkaniowej pomieszczenia na parterze bloku przy ul. Katowickiej i zaadaptował je na potrzeby małej sali wystawowej. Premierowa ekspozycja miała miejsce we wrześniu 1997 roku. Od tej pory niemal na okrągło galeria prezentuje prace artystów, nie tylko z terenu miasta, ale także z całej Polski oraz z zagranicy.
Do najbardziej spektakularnych wystaw, które miałem okazję pokazać, należały prace Jana Wałacha, przedstawiciela Młodej Polski.
Staram się prezentować szeroką gamę twórczości, ale chyba ze względu na moje upodobania przez Ciasną przewinęło się najwięcej wystaw fotograficznych - mówi W. Englender.
Ciasna otwarta jest przez jedenaście miesięcy w roku. Tylko w lipcu pozostaje zamknięta. Już teraz jej właściciel ma zaplanowany program wystaw do marca br. W najbliższym czasie zamierza rozszerzyć jej działalność o wieczory poetyckie. Jako pierwsza swoją poezję zaprezentuje Izabela Florkiewicz-Kapołka. Jej wieczór autorski zaplanowano na 19 września. Po niej swoją twórczość zaprezentuje Robert Bojarski.
A.K.
Dziennik Zachodni 18-09-2002
Galeria w „wielkiej płycie”
Pani Magdalena przygotowuje pyszne ciasto. Pomaga jej 14-letnia córka Barbara. Głowa rodziny, pan Witold, kupuje w tym czasie półwytrawne wino lub sok, jeśli gośćmi będą dzieci. W pomieszczeniach na parterze wieżowca, w którym mieszkają, prowadzą prywatną galerię „Ciasna”. Właśnie przygotowują kolejny wernisaż...
Pan Witold jest z wykształcenia górnikiem (specjalność: eksploatacja podziemnych złóż węgla w warunkach szczególnych zagrożeń). - W czasach mojej młodości jeszcze marzyło się o zostaniu górnikiem. Ja też marzyłem, choć od piątego roku życia pasjonuję się fotografią. Wtedy dostałem w prezencie pierwszy aparat, Kodak Baby. Wybrałem jednak studia w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Studiów fotograficznych wówczas w Polsce nie było, a zawód górnika dawał perspektywy - mówi.
Przepracował na dole 25 lat, głównie w kopalni Pniówek, która za jego czasów bodaj pięć razy zmieniała nazwę. W połowie lat 90. przeszedł na emeryturę. Pani Magdalena pracuje w Powiatowym Urzędzie Pracy w Jastrzębiu. Barbara uczy się w drugiej klasie gimnazjum.
- Na parterze naszego bloku działała firma ubezpieczeniowa. Kiedy w 1997 roku przeniosła się do okazałego gmachu, wpadłem na szalony pomysł: wynajmę pomieszczenia i zorganizuję galerię - wspomina pan Witold. - Zawsze marzyliśmy o artystycznym dworku w malowniczym zakątku Polski. Cóż, zostały nam mieszkanie i mała galeria w dziesięciopiętrowcu w górniczym Jastrzębiu.
W spadku po firmie ubezpieczeniowej odziedziczyli niecałe 10 metrów kwadratowych powierzchni, kilka starych mebli i 17 gniazdek elektrycznych. Większość sprzętów pan Witold wyniósł na śmietnik, zostawił jedynie ladę. Można na niej postawić ciasto, jeśli na wernisaż przyjdzie za dużo ludzi, lub ukryć za nią artystę, kiedy wystawiane prace nie spodobają się publiczności. Na szczęście na razie nic podobnego jeszcze się nie zdarzyło. Pan Witold zostawił też 11 gniazdek. Przydają się, kiedy trzeba oświetlić eksponaty.
- Na początku galeria była bardzo ciasna, teraz jest już „tylko” ciasna. Po bodaj dwóch latach wynająłem jeszcze jedno pomieszczenie, które wcześniej zajmował miejscowy plastyk. Niestety nie było go stać na opłacenie czynszu. W ten sposób powierzchnia galerii powiększyła się z 11 do 21 metrów kwadratowych - opowiada pan Witold.
Jednak w „Ciasnej” nadal jest tłoczno. Kiedy przychodzi więcej niż 20 osób, trzeba otwierać okna i drzwi. Ale i tak zdarzyło się, że jedna z pań zemdlała w czasie wernisażu, i to wcale nie z nadmiaru artystycznych wzruszeń.
Englenderowie do dziś pamiętają pierwszą wystawę. Była to ekspozycja obrazów haftowanych wełną przez Agnieszkę Holesz, żonę nieżyjącego już Ludwika Holesza, artysty samouka z podrybnickich Świerklan. - Nie było łatwo namówić ją do wypożyczenia prac. Pani Agnieszka prowadzi w Świerklanach rodzinne muzeum. A nasza galeria dopiero ruszała, jeszcze nikt nie wiedział o jej istnieniu. Ale udało się. Pani Holeszowa była ostatecznie bardzo zadowolona - mówi właściciel „Ciasnej”.
Początki nie były łatwe. Mecenasi sztuki sami szukali artystów. Najowocniejsze były zawsze wakacyjne „łowy”. Englenderowie pakowali się, wsiadali do wysłużonego forda fiesty i jechali „w Polskę”. Odwiedzali galerie, muzea. Zapraszali malarzy, fotografików. Bardzo pomocny okazał się też Internet. Obecnie twórcy sami pukają do drzwi Englenderów. Nie wszyscy mogą się jednak pokazać w „Ciasnej”. Punkt pierwszy regulaminu galerii stanowi, że wystawa musi się podobać właścicielom galerii. Jeśli prace zainteresują Englenderów, wówczas ich twórca może liczyć na zaproszenie do „Ciasnej”. Jednak najbliższy wolny termin jest dopiero w kwietniu bieżącego roku!
Do tej pory w galerii odbyło się 59 wernisaży. Która wystawa była najciekawsza? - Każda kolejna jest lepsza od poprzedniej - mówi z przekonaniem pan Witold. Zaznacza jednak, że należy wyróżnić ekspozycje drzeworytów Jana Wałacha, nieżyjącego już przedstawiciela Młodej Polski, grafik Andrzeja Sznejweisa, a także prezentację żydowskich wycinanek Marty Gołąb. Sporym wydarzeniem była także jubileuszowa, 50. ekspozycja. Zebrano na niej prace, które artyści podarowali galerii.
- Istnieje niepisana zasada, że artysta, który wystawia się w niekomercyjnej galerii, zostawia w niej jedną pracę. Większość naszych gości stosuje się do tego zwyczaju. Przeważnie ci bardziej znani, obyci. Młodzi jeszcze nie wiedzą, że tak trzeba - mówi z uśmiechem pan Witold.
Przy organizowaniu kolejnych wystaw pracuje cała rodzina. Englenderowie interesują się sztuką, sami też tworzą. Wszyscy troje działają w Jastrzębskim Klubie Fotograficznym „Niezależni” - pan Witold i jego małżonka od początku istnienia klubu, czyli od 30 lat.
Z prowadzenia „Ciasnej” nie tylko nie czerpią żadnych zysków, ale co miesiąc do niej dokładają. Trzeba przecież opłacić czynsz, prąd, ogrzewanie, wydrukować folder, przywieźć prace. Gospodarze nie biorą pieniędzy od artystów. Wstęp do galerii jest wolny, nie ma biletów. Englenderowie żartują, że biletami wstępu są cukierki, które rozdają wszystkim dzieciom.
- Chciałem na emeryturze zająć się czymś pożytecznym i mało kosztownym. Pierwsze postanowienie udało się, drugie nie - śmieje się pan Witold. Pani Magdalena dodaje: - To kwestia wyboru. Zamiast nowego dywanu czy mebla, nowa wystawa.
Na szczęście Górnicza Spółdzielnia Mieszkaniowa, od której jastrzębianie wynajmują pomieszczenia, obniżyła w tym roku czynsz. Czasem galerię wspiera też miejscowy magistrat - kiedy w „Ciasnej” są prezentowane prace jastrzębian.
Tekst i zdjęcia: Adrian Karpeta
Dziennik Zachodni, 3.01.2003
Witold ENGLENDER, urodzony w 1946 r. w Głuchołazach, stan rodzinny: żona Magdalena, córka Barbara; mieszkaniec Jastrzębia Zdroju od 1973 roku (wcześniej przeprowadzał się 11 razy); studia na krakowskiej AGH ukończone z tytułem inżyniera, 25 lat pracy w górnictwie, od ponad 30 lat członek Jastrzębskiego Klubu Fotograficznego „Niezależni” (m.in. zdobywca tytułów: „Zasłużonego dla Fotografii Polskiej” oraz artysty - fotografa: AFIAP, tytułu przyznanego przez Fédération International de l'Art Photographie); znawca i długoletni kolekcjoner starej fotografii (w 2003 roku, przy pomocy środków budżetowych Samorządu Województwa Śląskiego, wydał „Krótki przewodnik po zakładach fotograficznych Górnego Śląska od początku fotografii do końca I Wojny Światowej”); w 1997 roku, już na emeryturze, otworzył przy ul. Katowickiej 17 prywatną galerię „Ciasna”. Niezmiennie od 6. lat na otwarciu każdej wystawy (zwykle w czwartki) pojawia się butelka wina i świeżo upieczone ciasto...
Sylwia Holeksa: Czym dla pana jest galeria?
Witold Englender: „Ciasna” jest moim sposobem na aktywne spędzenie życia, urzeczywistnieniem marzeń, choć nie do końca, bo zawsze chciałem mieć dworek z mieszkalnym piętrem i dwoma salami wystawowymi na dole: w pierwszej byłaby stała wystawa starej fotografii, a w drugiej wystawa zmienna, jak w „Ciasnej”. Ale to zawsze było nierealne marzenie... dlatego też z posiadania TEJ galerii jestem w pełni zadowolony. Cieszy mnie, że przychodzą tutaj ludzie, że mogę się wykazać. Traktuję Galerię jako zabawę, a nie obowiązek; gdybym prowadzenie Galerii zaczął odczuwać jako obowiązek, to przestałaby ona istnieć, a już się do niej przyzwyczaiłem...
A jak wygląda kwestia prawna Galerii? Czy „Ciasna” została gdzieś zarejestrowana?
Nie, jest to galeria zupełnie prywatna, dlatego nie ma tu żadnej działalności komercyjnej, żadnej sprzedaży, ani nawet biletów wstępu (jedynymi biletami są cukierki, które każdy odwiedzający galerię otrzymuje).
Prowadzenie galerii nieodłącznie wiąże się z kosztami. Skąd zatem czerpie pan fundusze?
Galerię utrzymujemy wraz z żoną Magdaleną z jej pensji i mojej emerytury. Na tyle, na ile może, pomaga także miasto. Ale większość kosztów ponosi jednak rodzina, zarówno tych finansowych, jak i czasowych, bo Galeria zajmuje naprawdę sporo czasu...
W jakiej formie jest owe dofinansowanie ze strony miasta?
W tym roku wprowadzono stypendia i takie stypendium od miasta otrzymałem. Wcześniej jednak musiałem podać: co zrobiłem, co planuję zrobić i jakie będą tego koszty.
W takim razie w jaki sposób miasto pomagało wcześniej?
Wcześniej były granty, z tym, że były one docelowe, tj. na określone wystawy (zwykle na dwie rocznie), a przy tym musiały być to wystawy twórców jastrzębskich, bądź związanych z Jastrzębiem.
Czy jakieś inne instytucje dofinansowują galerię?
Tutaj kieruję podziękowanie w stronę Spółdzielni Mieszkaniowej, która 2 lata temu obniżyła mi czynsz; to naprawdę duże odciążenie... Ponadto parę lat temu starałem się o dofinansowanie i udało mi się je uzyskać od jednej z 15-stu instytucji, do których się zwróciłem. I chociaż była to pomoc jednorazowa, to jednak każdy dodatkowy grosz jest odczuwalny...
Czy artyści, którzy wystawiają w „Ciasnej” swoje prace, mają jakiś udział w finansowaniu wystawy?
Nie, ale zostawiają dla Galerii 1 pracę (o czym zwykle zapominają młodzi twórcy...), ja z kolei robię z tych prac wystawę sztuki pozostawionej (taką wystawą była 50. jubileuszowa).
A jak wygląda od podszewki wystawianie prac w Galerii? Co każdy twórca musi zrobić, aby jego dzieła znalazły się w „Ciasnej”?
Artysta musi przyjść do mnie i przynieść prace, a reszta przebiega już zgodnie z regulaminem Galerii. Treść owego regulaminu znajduje się na stronie „Ciasnej” w Jasnecie (www.jasnet.pl/ciasna), a jego pierwszy i najważniejszy punkt brzmi: „wystawa musi się podobać Galerii”; jeżeli jest inaczej, to wtedy mam bardzo wielki kłopot, jak powiedzieć „nie”...
Kiedy więc prace się Galerii podobają?
W związku z tym, że Galeria jest prywatna, mogę sobie pozwolić na pewien subiektywizm; wystawiane jest to, co podoba się mnie i mojej rodzinie. Mam naturalnie pewne preferencje: lubię koloryt, abstrakcję, choć praktycznie wystawiałem już prace wykonane każdą techniką... Były nawet hafty, obrazy malowane piaskiem, drzeworyty...
Czyje prace trafiają na ściany „Ciasnej”?
Na początku, póki Galeria nie stała się do pewnego stopnia znana, miałem mały kłopot ze znalezieniem artystów i sam musiałem ich wyszukiwać... Teraz jest raczej odwrotnie (terminy wystaw są zajęte do połowy 2005 roku!), choć do dziś jeździmy całą rodziną na letni urlop, wchodzimy do każdej galerii, oglądamy sobie... i jeśli się nam coś bardzo spodoba, to wtedy namawiamy twórcę do wystawienia.
Z jakim skutkiem?
Praktycznie zawsze z pozytywnym, bo twórcy nie mają gdzie wystawiać: wielkie galerie organizują wielkie wystawy, a niektóre nawet wymagają od artysty opłacenia lokalu (zazwyczaj są to dość wysokie kwoty, dochodzące do 3 tysięcy złotych, choć np. w Krakowie jest taka bardzo miła galeria, która bierze 300 zł za 3 tygodnie). Sztuka kosztuje... a do szuflady tworzą tylko ci, którzy albo mają kompleksy, albo nie mają pieniędzy.
A pan stwarza tym ludziom, którzy dotychczas tworzyli do szuflady, możliwość pokazania się...
Nie tylko tym, co tworzą do szuflady, bo w „Ciasnej” wystawiają artyści z bardzo dużym dorobkiem, znani nie tylko u nas, ale i na świecie, np. Jan Fudala, który ma swoją galerię w Japonii! Inne nazwiska, które także dość często przewijają się w artowskich pismach, to: Marta Gołąb, Andrzej Sznejweis, Dariusz Miliński i Tomasz Lubaszka (mieli wspólną wystawę), Maria Danuta Chmielarska, a także Jan Wałach (nieżyjący już twórca Młodej Polski). Nad jego wystawą drżałem najbardziej, gdyż właśnie drzeworyty Wałacha, pochodzące z okresu międzywojennego (zbiory muzeum w Istebnej), były najsławniejszymi i najcenniejszymi dziełami wystawionymi dotychczas w Galerii. Ponadto wystawiane były także dzieła twórców ze Szwajcarii i Niemiec.
A czy to prawda, że każdy artysta może tylko raz wystawić w Galerii swoje prace?
Jest to reguła, która miewa wyjątki, gdyż były 2 wystawy Marka Karcha - fotografa z Tych, a to dlatego, że jego zdjęcia są nie tylko bardzo dobre, ale i bardzo egzotyczne... Drugą wystawę będzie miał Paweł Janczaruk - fotograf z Zielonej Góry (ze względu na to, że tworzy w nietypowych technikach fotograficznych: fotografia otworkowa, przetworzona komputerowo; jego każda wystawa jest zupełnie inna, jakby ją tworzyło kilku autorów...) i Marta Gołąb z Krakowa, która w ubiegłym roku wystawiała wycinanki żydowskie.
Ile osób odwiedza każdą wystawę?
Zwykle w granicach trzystu, choć raz zdarzył się rekord, bo do Galerii przyszło 1000 osób.
Jacy ludzie wśród tych trzystu osób się znajdują?
Tę ilość tworzą przede wszystkim dzieci szkolne, które przychodzą całą klasą razem z wychowawczynią lub panią od historii, a przede wszystkim z zaprzyjaźnioną p. katechetką. Czasem, jako luminarze, przychodzą także Panowie Prezydenci, ale zwykle tylko na otwarcie wystawy.
A osoby indywidualne?
Takich przychodzi niewiele...
Bo niewiele wie! Czy nie starał się pan o szerszą reklamę „Ciasnej”, aby więcej ludzi do niej przychodziło, i to nie tyko z Jastrzębia, ale i z okolicznych miejscowości?
Jeżeli ktoś chciałby, to na pewno do Galerii dotrze, bo informacje o wystawach zawsze zamieszcza „Jastrząb”, Gazeta Wyborcza w dodatku CO JEST GRANE, pojawiają się także wzmianki w prasie artowskiej... Stąd nieraz do „Ciasnej” przyjeżdżają ludzie z Katowic, z Bielska, a także z okolicznych miejscowości, np. 3 lata temu na wystawę przyjechała pani z Pielgrzymowic...
A jeżeli ktoś nie zagląda do żadnego lokalnego medium?
To znaczy, że i tak by nie przyszedł, bo nie interesuje się sztuką!
„Jeśli kultury nie ma w sercach ludzi, to nigdzie indziej nie ma jej na pewno” (Georges Dauhamel)
Jakie są pańskie plany na najbliższą przyszłość? Czy czuje pan czasem jakiś niedosyt...?
Trzeba przeć do przodu! Galeria jest galerią, stanowi element mojego życia i już się do niej przyzwyczaiłem, ale... zawsze trzeba myśleć o czymś innym...
Jasnet, 6.12.2003
Raport o stanie fotografii w województwie śląskim
Danuta Kowalik-Dura
Zrealizowano ze środków Samorządu Województwa Śląskiego Zrealizowano ze środków Narodowego Centrum Kultury
Rok wydania: 2010.
Galeria Ciasna w Jastrzębiu
Prywatna galeria mieści się w mieszkaniu jej pomysłodawców Witolda Englendera, jego żony Magdaleny Strzałkowskiej-Englender i córki Barbary. Działa od września 1997 roku. Wystawy zmieniane są regularnie w połowie miesiąca, a ich otwarcia mają charakter wręcz domowego spotkania. Prezentowana jest fotografia dawna w postaci ekspozycji tematycznych oraz współczesna, autorska.
Cenną inicjatywą Galerii jest organizowanie wystawy różnych autorów w innych ośrodkach m.in. w czasie słynnych spotkań twórczych w Broniszowie oraz wielu miejscach na Śląsku również po czeskiej stronie. Przykładem może być
wystawa fotograficzna „Natura i Człowiek” Antoniego Podeszwy, która w 2000 roku miała 7 edycji. Galeria udziela pomocy
innym fotografom w organizowaniu pokazów prac. Od 2000 roku przygotowuje Internetową „Galerię Starej Fotografii”. Od 2005 roku Galeria jest współorganizatorem ogólnopolskiego wydarzenia nazwanego Festiwalem Fotografii Otworkowej OFFO.
str.11
Ogólnopolski Festiwal Fotografii Otworkowej
Jest to impreza cykliczna – biennale, która nie ma odpowiednika w polskiej praktyce wydarzeń fotograficznych i ma znaczącą rolę dla polskiego ruchu fotograficznego. Odbywa się co dwa lata na Górnym Śląsku na zasadzie prezentacji prac zaproszonych gości. Ranga festiwalu dorównuje skali międzynarodowej. Inicjatorami są fotograficy i propagatorzy fotografiki wywodzący się z jastrzębskich i rybnickich środowisk.
W listopadzie 2009 roku odbył się III Ogólnopolski Festiwalu Fotografii Otworkowej, w ramach którego zaprezentowano prace ponad 50 autorów z Polski i zagranicy. Pokazy odbywały się w galeriach Jastrzębia, Rybnika, Katowic. Ogółem w ponad 40 miejscach wystawowych Górnego Śląska. Udział w Festiwalu wzięli fotografowie uprawiający ten gatunek fotografii rekrutujący się ze Związku Polskich Artystów Fotografików, Artystów Fotoklubu Rzeczypospolitej Polski, Międzynarodowej Federacji Fotografii Artystycznej F.I.A.P. oraz wykładowcy uczelni artystycznych.
„Prace przedstawione podczas Festiwalu to przemyślane wypowiedzi, które z całą pewnością można określić mianem fotografii artystycznej”.
Wystawom towarzyszyły pokazy filmów otworkowych, form multimedialnych, prelekcje, spotkania z twórcami. Na rzecz festiwalu wydano katalog zawierający także zbiór artykułów teoretyków i praktyków fotografii otworkowej. Festiwal Fotografii Otworkowej jest prezentacją innych sposobów spojrzenia na fotografię.
Każdy z uczestników festiwalu pozostawił jedną pracę. Powstała z nich wystawa tzw. „OFFO objazdowe” prezentowane na terenie całego kraju. W styczniu 2010 roku w zielonogórskiej galerii BWA i kolejno w innych galeriach.
Rzeczą godną odnotowania jest fakt samofinansowania się festiwalu. Organizatorzy, którzy nazywają się Grupą Trzymającą
OFFO, nie posiadają własnych środków, a swą działalność opierają na pomocy finansowej sponsorów, własnej przedsiębiorczości i pracy.
str. 14
...
Tendencję tę potwierdzają doświadczenia Muzeum Śląskiego, które od kilku lat organizuje wystawy fotografii i propaguje wiedzę o twórczości fotograficznej, prezentując różne gatunki i formy wypowiedzi. W ostatnich czterech latach w cyklu zatytułowanym „Śląscy mistrzowie fotografii” pokazano fotografie: Haliny Holas-Idziakowej i Leonarda Idziaka, Jozefa Ligęzy, Edwarda Poloczka, Michała Cały, Zbigniewa Sawicza oraz Ryszarda Czernowa.
Zainteresowaniem, przejawiającym się min. pełną salą uczestników (przy biletowaniu wydarzenia) cieszy się cykl comiesięcznych „Spotkań z fotografią”, w ramach których zapraszani są fotograficy z naszego regionu, znawcy fotografii, jej teoretycy i krytycy. Program Spotkań jest ilustrowany pokazem prac, prezentacjami multimedialnymi, projekcjami krótkich filmów dokumentalnych. Jedną z popularnych form spotkań są warsztaty twórcze i otwarte dyskusje uczestników. Tematyka spotkań i autorzy są dobierani tak, by stworzyć jak najpełniejszy obraz osobowości i zjawisk zachodzących aktualnie w dziedzinie fotografii.
Obrazuje to lista naszych gości: Józef Ligęza, Andrzej Koniakowski, Stanisław Michalski, Janusz Musiał, Antoni Kreis, Maciej Stobierski, Zbigniew Sawicz, Maria Śliwa, Zbigniew Podsiadło, Arkadiusz Gola, Krzysztof Niesporek, Krzysztof Lisiak, Witold Englender, Ryszard Czernow.
Cykl jest tworzony przy udziale organizacyjnym Okręgu Śląskiego Związku Polskich Artystów Fotografików, z którym Muzeum podpisało w 2008 roku umowę o współpracy w zakresie prezentacji i promowania fotografii. Dotychczasowe, jak i kolejne planowane przedsięwzięcia wskazują na dobrą praktykę tego współdziałania i konkretne efekty.
str. 17
Taka jedna „Ciasna”
W jednym z jastrzębskich bloków znajduje się szczególne miejsce i jak na jego przeznaczenie zupełnie wyjątkowe. Co pewien czas spotykają się w nim ci, którzy rzeczywiście interesują się sztuką. To miejsce nosi dosyć intrygującą nazwę - Galeria „Ciasna”. Mimo że zajmuje niewielkie pomieszczenia (i stąd ta nazwa), niekoniecznie zaprojektowane jako wystawiennicze, posiada swoisty urok, podkreślany przez wszystkich odwiedzających. Cyklicznie odbywające się w niej wernisaże, to niezwykłe przeżycie dla fascynatów sztuki bowiem tematyka wystaw jest bardzo różnorodna.
- Prace, które wiszą w galerii muszą spełniać podstawowe kryterium - podobać się właścicielom galerii. Staram się zdobywać wystawy autorów znanych i cenionych nie tylko w Polsce, żeby pokazać je mieszkańcom Jastrzębia - mówi właściciel Galerii „Ciasna” Witold Englender - przez przyjaciół i znajomych nazywany ciepło Galernikiem. Być może niektórym ciężko będzie uwierzyć, ale obecnie można już oglądać jubileuszową, 150. wystawę.
Galeria „Ciasna” brzmi dosyć... przytulnie. Taka nazwa nie jest przypadkowa?..
Witold Englender:
- Galeria jest niewielka, ma około 20 metrów podłogi i jest w niej nieraz bardzo ciasno na wernisażach. Potrafi się jednak w cudowny sposób powiększać i mieścić całkiem duże wystawy.
Kiedy powstała Galeria i w jakich okolicznościach?
- Galeria powstała we wrześniu 1997, gdy przeszedłem na emeryturę i wydawało mi się, że będę miał bardzo dużo wolnego czasu. W dodatku zwolniło się pomieszczenie na parterze mojego bloku, które mogłem wynająć od spółdzielni. A dlaczego? Zawsze było moim marzeniem coś takiego - miejsce, gdzie mógłbym pokazywać innym rzeczy piękne.
Od momentu jej powstania minęło już trochę czasu.
I przyszedł już czas na jubileuszową, 150. wystawę.
Wystawa ta nazywa się „Magazyn Sztuk Pozostawionych, czyli Przyjaciele Galerii” i składa się z prac około 70 autorów, którzy zgodnie z niepisanym zwyczajem, pozostawili którąś ze swych prac po zakończeniu wystawy. Stąd też i duża różnorodność - od wszelkich sztuk plastycznych po rozmaite techniki fotograficzne.
Czym kieruje się Pan przy doborze poszczególnych ekspozycji?
- Prace, które wiszą w galerii muszą spełniać podstawowe kryterium - podobać się właścicielom galerii. Staram się zdobywać wystawy autorów znanych i cenionych nie tylko w Polsce, żeby pokazać je mieszkańcom Jastrzębia. Ale także zależy mi na eksponowaniu technik mało znanych, nieraz odtworzonych od podstaw po kilkudziesięcioletnim zapomnieniu. Nie zapominam też o debiutantach i stąd coroczna „Jastrzębska Galeria Młodych”, prezentująca młodych i najmłodszych twórców z Jastrzębia.
Którą z wystaw wspomina Pan najchętniej?
- Trudne pytanie. Każda wystawa to inna historia, nieraz wręcz powieściowa. Może trzy „najważniejsze”? Wystawa drzeworytów Jana Wałacha wypożyczona z jego muzeum, oryginalne drzeworyty z lat 20-tych, odbite na bibułce japońskiej, bardzo delikatne i mogące się zniszczyć nawet przy kichnięciu. Aż dziw bierze, że udało mi się je dostać.
Jako drugą wymieniłbym wystawę Dariusza Milińskiego i Tomasza Lubaszki, znanych na całym świecie artystów, załatwiona „w biegu” na ich wernisażu w innym ośrodku i już w następnym miesiącu wisząca w Jastrzębiu.
Trzecia to niesamowite w swym pięknie i precyzji wycinanki żydowskie Marty Gołąb z Krakowa. I to nie jedna wystawa, ale w tym roku będzie już czwarta ekspozycja prac tej artystki. Ci, którzy mieli szczęście być na wernisażach, wiedzą, jak potrafi także pięknie i mądrze mówić o sztuce i nie tylko. Dzięki niej mogłem także mieć wystawę pośmiertną nieznanych prac Henryka Halkowskiego - filozofa, architekta, pisarza, historyka, tłumacza, dziennikarza, wydawcy...
A która z wystaw była najtrudniejsza do zorganizowania?
- Najtrudniejsze ekspozycyjnie są wystawy hobbystyczne. Mnogość przedmiotów różnych kształtów, formy i wielkości nie pozwala na tradycyjne umieszczenie w przestrzeni wystawowej. Przykładem mogą być wystawy aniołów Elżbiety Zakrzewskiej-Prażak, na których kilkaset aniołów, od filigranowych do prawie metrowych, fruwało w całej galerii. Muszę jednak przyznać, że większość pracy przy tych wystawach wykonała sama kolekcjonerka. Ale skomponowanie nawet, wydawałoby się najprostszej, wystawy fotograficznej też nie jest łatwe. Trzeba prace tak dobrać i rozmieścić, żeby każda rama tworzyła swoistą opowieść, całość była zborna tematycznie, kolorystycznie i treściowo. Nieraz samo koncepcyjne przygotowanie wystawy trwa znacznie dłużej niż fizyczne jej wykonanie.
Były też zapewne i inne trudności?
- Prowadzenie galerii to hobby nie tylko przyjemne, ale też kosztowne. Galeria nie mogłaby właściwie istnieć, gdyby nie pomoc finansowa Urzędu Miasta, ale wkład własny też nieraz zdaje się przerastać możliwości. Tłukące się, w najbardziej nieodpowiednim momencie szyby, konieczność nieprzewidzianych remontów (choćby po sąsiedzkim zalaniu lokalu) to sprawy techniczne. Są jednak też czasem inne problemy - w ostatniej chwili autor wystawy zawodzi, z różnych przyczyn. Na szczęście zawsze mam w zanadrzu, niejednokrotnie wysokiej klasy, wystawy rezerwowe.
Prowadzi Pan nie tylko galerie ale jest Pan też uznanym fotografikiem?
- Fotografuję od wielu lat, właściwie od wczesnego dzieciństwa. Fotografuje cała moja rodzina. Bierzemy udział w konkursach, robimy wystawy indywidualne, a od kilu lat, zafascynowani fotografią otworkową, organizujemy OFFO - Ogólnopolski Festiwal Fotografii Otworkowej, imprezę znaną i cenioną nie tylko w Polsce. W tym roku, w listopadzie, będzie już czwarta edycja, w której będzie uczestniczyć około 100 autorów, a ekspozycje będą w 50 galeriach Górnego Śląska, w tym we wszystkich jastrzębskich.
Chociaż wystawy, które można oglądać w „Ciasnej”, są bardzo ciekawe, to raczej nie można powiedzieć, że Galerię odwiedzają tłumy?
- Przyznaję, że nie mogę sam tego pojąć. Z roku na rok zmniejsza się ilość zwiedzających wystawy jastrzębian, ale przybywa osób przyjeżdżających z innych miejscowości, nieraz bardzo odległych. Coraz mniej jest „wycieczek szkolnych”, czyżby nauczycielom nie chciało się wyjść z dziećmi ze szkoły? One są zainteresowane sztuką, ale nie ma nikogo, kto mógłby je do niej doprowadzić.
Jeden z nieodzownych „rekwizytów” wernisaży w „Ciasnej” to... ciasto Pana żony?
- To już pytanie do mojej żony i córki. One pieką ciasta. A zwyczaj ten kultywujemy już od pierwszej wystawy. Nasza galeria ma być miejscem przyjaznym, wręcz rodzinnym. Służy temu nie tylko wernisażowe ciasto, ale też spotkania poetyckie czy też inne małe imprezy, odbywające się nieregularnie.
Zajmuje się Pan organizowaniem wystaw nie tylko w Galerii „Ciasnej”?
- Owszem, staram się pomagać małym okolicznym galeriom, a równocześnie autorom wystaw. Dlatego też niektóre wystawy, które były w „Ciasnej”, mają dalszy cykl ekspozycyjny. Może trochę niefortunnie użyłem słowa „małym”, bo współpracuję też z całkiem znanymi oraz znacznie większymi od „Ciasnej” galeriami.
Dodać jeszcze należy, że działalność galerii to nie tylko wystawy i promocja autorów. To także pogadanki dla przychodzących na wystawy grup młodzieży szkolnej oraz prelekcje w innych ośrodkach kultury czy muzeach.
Czym jeszcze chciałby Pan zaskoczyć odwiedzających „Ciasną”?
- Zaskoczenie musi zaskakiwać. Ale mogę już powiedzieć, że niedługo będzie w „Ciasnej” wystawa fotografii w technikach szlachetnych Pawła Janczaruka. I to nie byle jaka. Autor „odkurzył” ponad 50 technik o niesamowicie brzmiących nazwach, jak choćby Diaburytypia, Woodburytypia, Kallitypia czy Proces Arndt & Troost, odtworzył je i wykonał prace na wystawę.
I wspomniałem już o następnej wystawie Marty Gołąb, ale tu nic więcej - trzeba po prostu przyjść i zobaczyć.
Dziękujemy bardzo i życzymy następnych 150. wystaw.
Natalia Kożuch
JasNet, marzec 2011
Galeria Ciasna
Ciasna została otwarta we wrześniu 1997 roku i jest to prywatna galeria mieszcząca się w małym pomieszczeniu bloku mieszkalnego przy ul. Katowickiej 17.
Galeria jest inicjatywą Witolda Englendera, jego żony Magdaleny Strzałkowskiej-Englender i córki Barbary. Tematyka wystaw jest różnorodna - malarstwo, grafika, fotografia, czyli sztuka wszelaka, hobby, a także poezja.
Ze względu na zainteresowania właścicieli często w Ciasnej pojawia się historia fotografii.
Wystawy zmieniane są regularnie w połowie miesiąca, a wstęp jest bezpłatny.
Obecnie w galerii można oglądać wystawę Szwedzkiej fotografii otworkowej.
Galeria czynna jest od poniedziałku do czwartku od 9.00 do 16.00 oraz w piątki od 9.00 do 12.00.
Jastrząb, marzec 2015
Powrót na okładkę